Powroty. Zatrzymanie. Wolność. – Serenity

Powroty. Zatrzymanie. Wolność.

20 listopada, 2023

Zanim na dobre tu powrócę, to chciałam opowiedzieć co tak naprawdę mnie zatrzymało. Mam nadzieję, że może zainspiruję/skłoni Cię to do refleksji nad Twoimi potrzebami.

Od początku tego roku czułam momentami, że mam mniej sił niż zwykle. Potrafiłam zasnąć na sesji oddechu holotropowego (co raczej silnie pobudza). A z drugiej strony czułam, że ten rok jest mój, że to petarda! Zrealizowałam wiele marzeń zawodowych, podróżniczych i rozwojowych. Pracowałam sporo, bo sprawiało mi to przyjemność, ale też pokazywało, że mogę. Że jeśli coś wybiorę i pokieruję tam całą energię to mogę spełnić każde marzenie, zrealizować każdy cel. A poprzeczkę podnosiłam sobie coraz wyżej i wyżej..

Niestety oprócz radości i pasji do tego co robię, było dużo MUSZĘ. A „muszę” potrafi zabić wszystko. Miłość, pasję, przygodę. Wyssie z Ciebie energię do cna. I nawet wtedy będziesz myśleć, że coś musisz, choć nie będziesz mieć na to już sił.

Cały motor do działania, który dotychczas mną kierował (ja nazywam go moim wewnętrznym komandosem) zaczął umierać. We wrześniu poczułam, że nie mam siły pracować, widzieć się z ludźmi, nawet jeść. Była to śmierć komandosa, który całe życie mną sterował, podszyty strachem o bezpieczeństwo, o byt. Nie mogę go nienawidzieć, bo dzięki niemu przetrwałam wiele trudu, mogę powiedzieć, że dzięki niemu żyję. Dzięki niemu też wiele zdobyłam i odkryłam. Ale dzisiaj chcę już inaczej. Dzisiaj chcę tworzyć, kreować, bo MOGĘ i WYBIERAM.

Zastanawiałam się czemu akurat teraz mnie to zatrzymało. Może dlatego, że ogólnie całe moje dorosłe życie było jazdą bez trzymanki…Mieszkałam w 20 miejscach, w 4 krajach, na 3 kontynentach. Pracowałam zawsze i dużo, czasem ponad siły. Trenowałam sportowo taniec, nie oszczędzałam się na imprezach, przekraczałam wiele swoich granic. 10 lat temu umówiłam się z moim przyjacielem, że kiedyś napisze moją biografię. Ufałam, że będę mogła kiedyś opowiedzieć mu najtrudniejsze i najbardziej szalone momenty. I tak niepozornie, pół żartem, nieświadomie postanowiłam pisać tę książkę. Której narratorem był mój komandos, który mówił „musisz działać, bo to Cię określa”, „musisz działać, przemieszczać się, bo inaczej nie będziesz bezpieczna”. Przeprowadzki, podróże, niezwykłe spotkania, szanse 1 na milion. Każdy dzień był kolejną historią do tej książki, nie było miejsca na nudę, o tym się nie pisze książek. To dało mi wiele doświadczeń, które stały się moim zasobem w pracy i w życiu, ale też ekstremalnie eksploatowały.

Ale w tym roku coś się zmieniło…

Poczułam pierwszy raz w życiu, że wszystko jest na swoim miejscu. W relacji, w miłości, w pracy i wtedy…boom.
Nastąpiło zatrzymanie. Tężyczka, która towarzyszyła mi od 10 lat bardzo się nasiliła. Totalny brak sił. Mimo, że starałam się dbać o swoje ciało i ducha w ostatnich latach, to tak naprawdę nigdy nie odpoczywałam. Jakby moje ciało i dusza wiedziały, że teraz jest dobry czas, że teraz mogę się zatrzymać, odpocząć, bo jestem bezpieczna i nie muszę już walczyć.

I co się okazało, gdy się zatrzymałam? Że nic nie muszę. Że świat się nie skończył, bo ja na chwilę zniknęłam. Że nie jestem głównym aktorem na scenie świata. I że jak nie zrobię tego co uważałam, że muszę – nie zmieni się nic..

Czuję, że to był pierwszy krok do prawdziwej wolności. Wcześniej myślałam, że wydostałam się z kręgu oczekiwań społecznych, rodzinnych. Z tego co przypisane roli kobiety, tego co muszę. Przecież byłam już wyzwolona na tylu frontach! 😀 Tak długo o to walczyłam, a wciąż nie wiedziałam jak korzystać z tej wolności. Bo nikt nas nie uczy jak być wolnym, raczej jak być „niewolnikiem” systemu. Zrozumiałam, że muszę się uwolnić od siebie, od swojego „muszę”, od swojego komandosa. W moim odczuciu było to jak powolne umieranie, coś tak dobrze znanego, coś co rządziło w każdej dziedzinie mojego życia teraz znika. I uczy się prawdziwej wolności. Jej smaków, tego co oferuje. Ja musiałam się drastycznie zatrzymać, utracić wszelką siłę, przez którą się definiowałam, żeby poczuć, że dopiero tu zaczyna się wolność.

Nie przestałam kochać przygód, ani nie chcę na siłę być od teraz spokojna. Po prostu szukam balansu, nowej motywacji, która nie będzie napędzana „muszę”. Szukam swojej kobiecości, która ukryła się pod ciągłym działaniem. Jak pracować i towarzyszyć ludziom i ich drodze nie zanurzając się w tym bez końca. Dla mnie to totalne odrodzenie. Żeby go doświadczyć potrzebowałam zejść do swojego mroku, do swojej odrzuconej słabości i stagnacji.

Nie jest to dla mnie proste, ale dzielę się tym z Tobą, bo może masz tak jak ja. Może tak bardzo boisz się braku działania, czy swojej „zwykłości”, słabości, że nie pozwalasz się sobie zatrzymać? A może nawet już nie czujesz, że brakuje Ci tego zatrzymania i nie słyszysz szeptów Twojego ciała, które Cię o to prosi. Zamiast tego słyszysz ciągle „muszę”? Co jeśli zatrzymując się, nawet na moment, możesz podarować sobie wolność? Świadomość? Wybór?

*
*
*

Parę dni temu miałam sen, z którego nie pamiętam żadnych obrazów, tylko piosenkę rosyjskiej grupy Leningrad pt. „Wolność”. I te kilka słów ciągle zapętlało sie we śnie:

„Jestem wolny, dosłownie jak ptak na niebie.
Jestem wolny, zapomniałem co to strach…
Wolność to, to co w mam środku”.

Więc pozwalam sobie wracać powoli. Do Ciebie, do Was, do Siebie. Z poczuciem wewnętrznej swobody.
By zaprosić Was do przestrzeni wolnej od „muszę”.

Do zobaczenia!

Strona korzysta z plików cookies, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich użycie. Dowiedz się więcej: Cookies & RODO Akceptuję